Bił, pociął, aż wreszcie zabił...
Zanim sprawca brutalnego zabójstwa zagrzebał zwłoki Jadwigi R. w ziemi, pił wódkę. Piła również jego przyszła ofiara.

Nad ponurą kamienicą w Chełmży gęstniała pierwsza noc kalendarzowej wiosny. Artur W., jego dziewczyna Agnieszka, jej ojciec oraz Jadwiga R. raczyli się alkoholem. Pili w mieszkaniu Agnieszki.
ďż˝

Wódka nieraz już zamieniała 28-letniego Artura W. w brutalnego agresora. Po wódce miewał też ochotę na sprośne zabawy. Lubił fotografować się nago. Lubił zmuszać kobiety do uległości. Czasem go ponosiło. Tak jak wtedy, gdy przejechał nożem po twarzy znajomej 16-latki. Chciał zamienić ją w swoją własność. Ukarał za nieposłuszeństwo, za rozmowę z innym chłopakiem. To było dawno, ale smak podniecenia strachem ofiary musiał pozostać w jego pamięci. Może brakowało mu tego uczucia? Za ten numer odsiedział cztery lata. Więzienie miało zresocjalizować młodego bandytę. Nie udało się.

Libacja i zabójstwo

- Zrób mi loda! - słowa 28-letniego Artura W. tamtego wieczoru musiały przerwać monotonię alkoholowej libacji. Mężczyzna nie chciał zwykłego zaspokojenia, miał ochotę na coś perwersyjnego. Właśnie dlatego nie zażądał seksualnej usługi od swojej dziewczyny Agnieszki, wskazał na starszą od siebie o ponad 20 lat współbiesiadniczkę - Jadwigę R. Agnieszka miała się temu przyglądać.

Sprzeciw 49-letniej kobiety podniósł Arturowi W. ciśnienie. Jadwiga R. oberwała w twarz. Nie wiedziała, że temu człowiekowi się nie odmawia? Padły kolejne ciosy. Instynkt kata miał obudzić się również w podpitym ojcu Agnieszki. Oskarżany jest on obecnie o współudział w pobiciu. Gdyby Jadwiga R. grzecznie zrobiła, co rozkazali oprawcy, może nadal by żyła. Może...

Pobita kobieta próbowała jeszcze uciekać. Wydostała się z kamienicy. Artur W. ruszył za nią. Wrócił jeszcze tej samej nocy. Wyciągnął z domu Agnieszkę. Chwilę później kochankowie siedzieli przy ognisku na terenie pobliskich ogrodów działkowych. Agnieszka dorzucała do ognia brudne ciuchy. Ich właścicielka leżała tuż obok, za małą drewnianą budką, w płytkim dole zasypanym wapnem.

Zaginięcia Jadwigi R. nie zgłoszono szybko. Konkubent zmartwił się jej zniknięciem dopiero po czterech dniach. Tydzień później policjanci znaleźli zwłoki kobiety. Artur W. siedział już wtedy od paru dni w areszcie. W tzw. międzyczasie usiłował zabić kolejnego człowieka. - Znałem go tylko z widzenia. Chełmża jest mała, a taka paskudna gęba zapada w pamięć - mówi niechętnie młody mężczyzna. Siedzi na szpitalnym łóżku. Dochodzi do siebie po ciosie nożem. Artur W. zaatakował go na klatce schodowej tej samej kamienicy. Sześć dni po brutalnym zabójstwie Jadwigi R. - W tym domu mieszka mój kumpel. Tamtego wieczoru szedłem go odwiedzić. Ocknąłem się już w szpitalu.

Lepiej zapamiętali tamto zamieszanie mieszkańcy kamienicy. Krzyki, odgłosy szamotaniny, sygnał karetki. Kiedy lekarze walczyli o życie zranionego chłopaka, policjanci zatrzymali na miejscu zdarzenia Artura W. Mężczyzna miał w wydychanym powietrzu 2 promile alkoholu.

Chora miłość?

- Czułam, że z tego związku tylko same kłopoty będą. Ostrzegałam Agnieszkę, ale nie chciała słuchać. Zakochała się, durna - szlocha matka dziewczyny. - A ja wiedziałam, że to bandzior. Kiedyś przyszła do domu z podbitym okiem. Mówiła, że na dyskotece oberwała. Guzik prawda, ten łobuz ją tak załatwił.

Agnieszka ma 20 lat. Z Arturem W. związała się 3 lata temu. - To taka trochę ociężała pannica - opisuje dziewczynę jedna z sąsiadek. - Ten bandzior ją wykorzystywał. Pewnie zastraszona była, chociaż kto ją tam wie...

Agnieszka nie zwierzyła się nikomu z tego, co widziała na działce swojego ukochanego. Teraz siedzi w areszcie, tak jak on. Odpowie za chorą miłość? O tym prokurator nie wspominał. Mówił za to o pomocy w zacieraniu śladów zbrodni. - Nie pisnęła ani słowem, niczego nie dała po sobie poznać - lamentuje matka Agnieszki. - Milczała nawet po tej bójce na klatce, gdy policja zabrała Artura. Słyszałam wtedy straszne krzyki na korytarzu, ale nie zeszłam... - ucina na chwilę kobieta i nie podnosząc wzroku dodaje - nie mogłam, trochę wypite miałam.

Artura W. aresztowano 27 marca pod zarzutem usiłowania zabójstwa 23-letniego chełmżynianina. W trakcie postępowania wyszły na jaw dramatyczne szczegóły wcześniejszego, potworniejszego przestępstwa. Po odkryciu zwłok Jadwigi R. na działce należącej do bandyty policjanci zatrzymali również Agnieszkę, a 3 dni później jej ojca. - To postępowanie nie było łatwe - zapewnia Lilianna Kruś-Kwiatkowska, rzecznik prasowy toruńskiej policji. - Głównie z powodu środowiska, w którym obracała się ofiara. To w większości ludzie nadużywający alkoholu, bezrobotni i bezdomni, często notowani za przestępstwa kryminalne. Niechętnie rozmawiają z policją.

Z dziennikarzami czasem pogadają. Na chełmżyńskim rynku siedzi grupka kloszardów. Piją „wisienkę”. Smaczniejsza od pamiętnych „jaboli” i pewnie trochę zdrowsza. - Jadwiga? Znałem, smutna sprawa - poważnieje dziadek z dwubarwną brodą; srebrną od wieku i miejscami brunatną od palonych z lufki skrętów. - Lubiła wypić, fakt. Była taka jak my, marzycielka. Zbrzydła jej ta długa zima, o ciepełku marzyła.

Kim jest Artur W.?

Umarła w nocy z 21 na 22 marca. Jej zabójcy grozi dożywocie. Kaliber przestępstw i kryminalna przeszłość oskarżonego mężczyzny każą się spodziewać najwyższego wyroku. Kim właściwie jest Artur W.? Wychował się wśród kryminalistów i dewiantów. Za przestępstwa seksualne skazano przed laty jego dziadka. Jeden z braci mężczyzny trafił do więzienia za gwałt na własnym dziecku. Sam Artur W. zaczął „karierę” bandyty jako nastolatek. Długo był w poprawczaku. Ma na swoim koncie kilka mniejszych bójek. W 1997 trafił do więzienia na 4 lata za brutalne pobicie. Kolejny wyrok zapadł w 2005 r. Tym razem za bójkę z własnym bratem został skazany na rok i dwa miesiące pozbawienia wolności. Gdyby trafił wówczas do więzienia, nie mógłby zostać oskarżony o zamordowanie Jadwigi R. Jednak wykonanie tej kary zostało zawieszone.

Ślepa Temida

Policja prowadzi jeszcze jedno postępowanie przeciwko mężczyźnie. Podobno okradł i pobił własną matkę. Wymiar sprawiedliwości miał Artura W. w swoich rękach kilka razy. Dlaczego nikt nie poznał się dotąd na zwyrodnialcu? Na to pytanie trudno dziś uzyskać odpowiedź.

| dodaďż˝ Arent | | 0 komentarzy